maja napisał(a):Witam ponownie! Obserwuje bocki w dalszym ciagu, czytam forum i widze ze wypowiadajacy sie panowie podchodza do tego wszystkiego bardziej zdroworozsadkowo niz my, panie.
Obserwuję dwa gniazda przygodzickie i łaskie od początku tegorocznego lęgu. Bardzo kibicowałam rodzicom, by udało im się wychować liczne potomstwo. Nie udało się. I mimo, że żal strasznie nie uważam, że obwinianie kogokolwiek, o to co się stało miało sens. Kamera zainstalowana przy gnieździe powinna służyć wyłącznie obserwacji. Jakim prawem mielibyśmy rościć sobie prawa do ingerencji w życie tych pięknych ptaków?
Ze zdumieniem przez ostatnie dni czytałam oskarżenia, że nikt nic nie robi, ze zdumieniem czytam interpretację zachowań dzikich ptaków. Przecież żaden z tych dwóch samców nie wyrzucił piskląt, bo tak mu się podoba.. lub jak ktoś sugerował "ma chorobę psychiczną"... ludzie! To są dzikie zwierzęta, ich życie jest ściśle podporządkowane rytmowi, jaki nadaje natura. Jak jest źle, to młode nie będą odchowywane za wszelką cenę, jak w przypadku ludzkich wcześniaków chociażby. Bo takie pisklęta albo nie zdołają wyfrunąć z gniazda, albo padną tak czy siak później.
Znam osobiście kobietę, lekarza weterynarii, która prowadzi azyl dla dzikiego ptactwa. W jej gospodarstwie mieszka chyba ze 20 bocianich sierot, które wyrzucone z gniazda i przyniesione do niej "niech pani ratuje" zostały przez nią odchowane. I cóż z tego skoro te odratowane pisklęta, a teraz już dorosłe bociany nie są w stanie nauczyć się latać i tak kolejne lata mijają a ich życie ogranicza się do tego, że chodzą sobie po ogrodzonej łączce. Naprawdę dopiero wtedy można poczuć, jak bardzo żal tych pięknych ptaków, że jednak przeżyły.
Nie dajcie się ludzie ponosić typowo ludzkim odruchem współczucia, w tej sytuacji nie ma mowy o empatii. Te ptaki zrobiły to co wg nich w tej sytuacji było jedynym dobrym rozwiązaniem. Odrzucić młode. One nie czuja żalu po stracie.
Mój sześcioletni syn bardzo przeżył śmierć piskląt, ale wie też, że przyroda rządzi się swoimi prawami. Przyjął śmierć, jako coś nieuchronnego, bo nie było innego wyjścia. I już. I tak właśnie jest.
I to co powyżej napisałam nie znaczy, że mi nie żal tych pisklaków, bardzo mi żal. Ale z pochyloną głową przyjęłam, że prawa natury są ponad moim widzimisię.